Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/176

Ta strona została uwierzytelniona.

Progów i Magda była o tem wcale nieźle poinformowana. Nie dziwiła się zresztą niczemu.
— Twoja była kochanka — powiedziała kiedyś Ksaweremu — gotowa jeszcze strzelić do mnie, zaczaiwszy się gdzieś przy drodze....
Ksawery oświadczył, że to jest niemożliwe, ale zaniepokoił się.
— Cóż — wzruszyła ramionami Magda — języka nic jej nie zwiąże.
— Zrozum, że jestem bezsilny — usprawiedliwiał się Ksawery — pani Czerska nie ma ani brata, któregobym mógł wyzwać, ani nikogo. Trudno przecie obarczać odpowiedzialnością jej męża, z którym się rozeszła. No przyznaj, że nic na to nie mogę poradzić!...
— Ależ, oczywiście. Niepotrzebnie przejmujesz się temi głupstwami.
— To nie głupstwa — podniecał się Ksawery — to jest bardzo przykre.
Wzruszyła ramionami, dziwiąc się, że Ksawery, który dawniej chciał nie liczyć się wogóle z nikim, a o Borychówce wspominał lekceważąco, teraz tak przeceniał złośliwości, rozpuszczane przez porzuconą kochankę. Było w tem coś niezrozumiałego. Magda jednak wszystko składała na karb własnego rozdrażnienia. Istotnie w swojem usposobieniu dostrzegła jakieś dziwne zmiany. Stała się skora do płaczu, do wybuchów niezadowolenia, do gniewu. Z jej zdrowiem również nie było dobrze. Coraz częściej ogarniało ją zmęczenie, brak apetytu, stosunkowo często bezsenność. Kilka razy doznała zawrotu głowy i przykrych mdłości.
— Jestem przepracowana — tłumaczyła to sobie.
Pomimo to nie zmieniła ani o jotę swego codziennego programu, aż pewnego dnia zrozumiała wszystko: — Była w ciąży.