Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/224

Ta strona została uwierzytelniona.

Miłość... Misia Pichelówna dałaby się zabić za swego kochanka, chociaż był bandytą i sutenerem. Pamiętała także uczucie Biesiadowskiego, uczucie, które nie zmieniało się pomimo tego, że ona, Magda, w jego pojęciach zeszła na złą drogę. Bo kocha się nie za coś, lecz niewiadomo dlaczego...
A tutaj Magda mogła takiej Rucie wyliczać jego plusy niczem w spisie inwentarza.
— Absurd.
Pomimo takiej konkluzji Magda zaczęła baczniej obserwować siebie w stosunku do Raszewskiego. Niewątpliwie czuła doń bardzo wiele sympatji, napewno z nikim nie było jej tak dobrze. Może nawet za wiele okazywała mu życzliwości. Za wiele...
I posądzenie Ruty sprawiło to, że Magda próbowała teraz unikać towarzystwa pana Janka, że starała się nadać swemu sposobowi bycia ton bardziej konwencjonalny. Nawet nie przypuszczała, że będzie jej z tem nieznośnie, że tyle trzeba będzie zadać sobie przymusu.
Raszewski odrazu dostrzegł tę zmianę. Nic nie powiedział, ale w jego oczach widziała wciąż zdumione pytanie i jakby niepokój czy smutek. A to dręczyło ją jeszcze bardziej.
Na szczęście zbliżał się dzień chrzcin małego Tomka i w związku z przygotowaniem do tej uroczystości miała więcej zajęć, niż zwykle. Przyjęcie na prawie sto osób, z których połowa zostać miała na noc, lub nawet na kilka dni, obmyślenie wszystkiego, zaopatrzenie śpiżarni i piwnicy, sprowadzenie orkiestry z Warszawy i cała masa związanych z tem kłopotów pochłaniała moc czasu.
Tembardziej dbała o wszystko, że od objęcia przez nią rządów w Wysokich Progach miało to być pierwsze