Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 01.djvu/23

Ta strona została skorygowana.
—   21   —

— Wybacz mi, Karlosie. — Chciałam być choć przez krótki czas szczęśliwa... Nagle przerwała. Zauważyła kasetkę w ręku doktora.
— Co to, przyszedł pan na operację?
— Ach, byłbym zapomniał. Oszukano panią. Ojcu pani grozi niebezpieczeństwo. Operacja ma się odbyć o ósmej.
— Matko święta! O, Karlosie, ratuj! zawołała w panicznym strachu. W największym pośpiechu udali się do zamku. Drzwi jednak do apartamentów hrabiego zastali zamknięte. Z wewnątrz dolatywał ich głos starego hrabiego. Raz... dwa... trzy...
— Chloroformują go — krzyknął Zorski. Czy pani pozwoli użyć siły?
— Rób pan wszystko, byleby ocalić ojca.
W tej chwili doktór uderzył nogą raz i drugi w drzwi.
Trach! Z hukiem wyleciały z zawiasów.
Hrabianka i Zorski wpadli do pokoju, lecz tu stanął przed nimi Alfons.
— Co ty tu robisz? — spytał Różę. Jakim prawem weszłaś do ojca w chwili, kiedy ma być operowany?
— Mam takie same prawo jak ty. Kocham ojca i nie pozwolę na operację, dopóki doktór Zorski nie zbada go.
— Sprowadziłaś obcego doktora?! Co za samowola, mamy swoich lekarzy!
Precz mi stąd!
Słowa te skierowane były do Zorskiego. Ale doktór nie poruszył się nawet.