Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 03.djvu/27

Ta strona została skorygowana.
—   89   —

ność. Zechce więc pan uważać nasz dom za swój i rozgościć się wygodnie, bo nieprędko wypuścimy pana z Rodrigandy.
— Dziękuję pani — odpowiedział Mariano — spełniłem tylko swój żołnierski obowiązek, ale nie mam prawa nadużywać dobroci i gościnności państwa.
— A to czemu? — wtrącił hrabia szybko. — Będziemy panu bardzo zobowiązani, jeśli pan zechce przyjąć nasze zaproszenie. Córka moja zaraz wyda odpowiednie dyspozycje służbie, by panu przygotowano pokój. Spodziewam się, że pan się będzie czuł dobrze w mym skromnym domu.
Mówił tak przyjaznym, ale zarazem tak stanowczym tonem, że młodzieniec nie opierał się dłużej. Zresztą od pierwszego słowa obaj poczuli ku sobie jakąś dziwną sympatię.
Notariusz, który był obecny przy ich rozmowie, przyglądał się im z rozbudzoną na nowo podejrzliwością. Bezustannie porównywał rysy obu i stwierdził znów zadziwiające podobieństwo. Postanowił więc mieć się na baczności.
Gdy wszyscy się rozeszli, zaprowadzono rzekomego oficera do przeznaczonych dlań pokojów. Zastał tam pulchniutką kasztelanową, która kończyła porządkowanie jego apartamentów.
Na odgłos kroków pani Elwira odwróciła się, chcąc dygnąć głęboko przed nadchodzącym francuskim oficerem. Gdy jednak spojrzała w jego twarz, stanęła jak wryta.
— Matko święta! — zawołała zdumiona. — Przecież to hrabia Emanuel!
Mariano cofnął się zdumiony niemniej od niej. Tę