Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 12.djvu/28

Ta strona została skorygowana.
—   346   —

— Czy polowałeś już na taką zwierzynę?
— Tak.
— Hm, masz dobrą postawę do tego! — rzekł z miną znawcy. Znam kogoś, który również polował na te zwierzęta.
— Któż to taki?
— Pan doktór Zorski.
— Znasz go?
— Tak. Nie widziałem go wprawdzie dotąd, lecz widziałem skóry lwów i niedźwiedzi, które zastrzelił. Znajdują się one w pokoju kochanej pani Zorskiej. Jest to jego matka i ona opowiadała mi o tych polowaniach. Chcę zostać także kiedyś sławnym myśliwym, jak on.
— Sądzę, że mu dorównasz? Tak, zdaje się, że posiadasz przymioty potrzebne do tego.
— Poczekaj, aż urosnę, jak ty! Umiem już jeździć na koniu i strzelać. Ludwik uczy mnie szermierki i gimnastyki; pływać nauczę się także, gdy będzie cieplej. Lecz jeśli chcesz zobaczyć panią Zorską, to ci ją zaraz pokażę.
— Gdzie? — zapytał nieznajomy, obróciwszy się szybko w kierunku wskazanym przez chłopca.
— Czy widzisz ten zamek.
— Widzę.
— I to mnóstwo szyb ponad ogrodem?
— Tak.
— Jest to ogród zimowy. Czy widzisz także dwie panie przechadzające się po nim?
— Widzę.
— Jest to pani Zorska i panna Helena Zor--