Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 12.djvu/9

Ta strona została skorygowana.
—   327   —

— A tyś to, psie! — zakrzyknął korsarz, poznawszy sternika. — Ciebie muszę dostać!
Złapał go lewą ręką za pierś, prawą zaś wyciągnął nóż. W tej chwili jednak wyrwał mu go Helmer z ręki i rzucił go na pokład. Wskutek szamotania się zsunęła się maska z twarzy rabusia i spadła na dół. Helmer ujrzał znajomą twarz.
— Ha! kapitan Landola! — wykrzyknął. — O, ciebie muszę żywcem wziąć.
Chciał go rzucić o ziemię, w tej chwili jednak rozległ się przeraźliwy krzyk:
— Ogień na okręcie!
Obejrzał się; z tej chwili skorzystał kapitan i wyrwał mu się z rąk. W tyle na podwyższenia stała Jefrouw Mietje i rzucała kule ogniste jedną za drugą na pokład nieprzyjaciela, który począł już płynąć. To zmusiło rabusi do odwrotu. Haki poodczepiano. Holender był wolny.
— Hurra, chłopcy! — wołał Dangerlahn. — Jesteśmy wolni! Żagle do góry i w drogę. Daliśmy ina nauczkę! Pokład był krwią zbroczony. Z ludzi Holendra jeden tylko był raniony. Żagle rozpięto na nowo i statek popłynął dalej. Kule drugiej salwy, którą rabuś w statek wpakował, nie narobiły wielkiej szkody. Widocznie ogień na statku korsarskim ugaszono, bo zniknął im z oczu.

ULECZONA.

Jadąc z Poznania na północ, natrafia się po kilku godzinach na wioskę, która jest siedzibą