Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 13.djvu/12

Ta strona została skorygowana.
—   358   —

ków; teraz, gdy widzę pana osobiście przed sobą, jestem przekonany, że zdanie moje byto słuszne i kazałem memu poczciwemu Ludwikowi — do pioruna, on spudłował jednak dzisiaj — by go wyrzucił za drzwi i by go jak najmacalniej strącił ze schodów. Zresztą, człowiek ten traktował mnie z góry i zapomniał nawet pozdrowić mnie przy wejściu.
Tu Zorski wyciągnął rękę ku niemu i odpowiedział:
— Dziękuję ci, panie kapitanie! Postąpił pan słusznie. Nie miałem jeszcze czasu, by pomówić z matką i siostrą w tej sprawie. Pan miał się od nich o wszystkim dowiedzieć. Czekałem więc dotychczas, by wyjaśnić całą sprawę w obecności trzech osób zainteresowanych. Czy ma pan kwadrans czasu dla nas?
— Dziesięć godzin i dwadzieścia nawet, panie doktorze! Mów pan.
— Jest to opowieść, którą wam teraz opowiem, opowieść, którą rzadko czyta się w książce. Ożenię się prawdopodobnie z córką hiszpańskiego hrabiego.
— Do pioruna! — krzyknął kapitan.
— Karolu! — zawołała matka.
— Ty żartujesz! — dodała siostra.
— Słuchajcie, poznałem w Paryżu taką cudną pannę, że wszyscy mężczyźni leżeli u jej stóp.
— Właśnie tę hrabiankę? — zapytał Rudowski.
— Tak. Dowiedziałem się, że jest hrabianką i spadkobierczynią wielu milionów. Podziwiałem