Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 19.djvu/30

Ta strona została skorygowana.
—   544   —

— Tak. Ja nawet uważam, że jesteście dobraną parą, gdyż pochodzicie z jednakowego środowiska. Dodam, że wszyscy troje mamy niejedną zbrodnię na sumieniu, a zbrodnia wiąże ściślej ze sobą, niż cnota. Nie potrafisz się odosobnić i wyrwać od nas,, zapamiętaj to sobie dobrze! Teraz idź do twego ojca-stryja i odegraj dobrze twoją rolę.
Alfonso usłuchał swego wuja.
Wylewał takie potoki łez, że służba nawet żałowała go. Wkrótce jednak ludzie obcy, którzy chcieli obejrzeć trupa, przeszkodzili mu w dalszym odgrywaniu tej podłej komedii.
W Meksyku panuje zwyczaj, że każdemu obcemu wolno oglądać trupa, tak, że schodzą się rozmaici ludzie, by podziwiać trumnę, kwiaty i cały pokój.
Kortejo przedzierał się właśnie przez tłum, gdy przystąpił do niego pewien mężczyzna, na którego widok zatrząsł się jak osika. Był to Indianin o ostrym, sępim nosie, Benito, doktór-truciznoznawca.
Ujrzał on Korteja i natychmiast do niego przystąpił, mówiąc:
— Lubię oglądać trupy. Domyśliłem się, dla kogo ta trucizna była przeznaczona, więc przyszedłem się przekonać, czy dawka była dostateczna. Tylko uprzedzam was, sennor, że on wszystko słyszy i wie co się dokoła niego dzieje, a nawet widzi tym półprzymkniętym okiem.