Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 30.djvu/27

Ta strona została skorygowana.
—   849   —

— Nie! zostaniesz, sennorita — wyrzekł przez zaciśnięte zęby. — Zostaniesz i wysłuchasz tego, co ci chcę powiedzieć o mej wielkiej miłości i tęsknocie za tobą.
— Proszę pana, niech mnie pan puści, ja chcę odejść stąd, sennor — prosiła głosem, przez który] przebijała wielka trwoga.
— Nie, nie puszczę pani!
Usiłował przytulić ją do siebie. Broniła się napróżno i zawołała w rozpaczy.
— Mój Boże, czy mam wezwać kogoś na pomoc?
Nagle Zorski stanął przy niej.
— Nie trzeba, sennorita. Pomoc jest już tutaj. Jeżeli sennor Verdoja nie wypuści w tej chwili twej ręki, zleci z dachu na dół na podwrórze!
— A, sennor Zorski: — jęknęła z ulgą w głosie. — Proszę o pomoc.
— Zorski! — zgrzytnął rotmistrz.
— Tak, to ja jestem. Puść pan tę damę!
Teraz oficer jeszcze mocniej objął Emmę ramieniem i zapytał:
— Czego pan tutaj chce? Ty mnie rozkazujesz? Zabieraj się stąd, bezczelny!
Nie dokończył zdania, gdyż pięść Zorskiego spadła na jego głowę. Rotmistrz upadł. Wtedy lekarz zwrócił się do dziewczyny, której upadający oficer ledwie nie pociągnął za sobą.
— Chodź, sennorita, odprowadzę panią! Na przyszłość postaram się, by nikt nie przeszkadzał pani w wieczornych przechadzkach.