Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 37.djvu/2

Ta strona została skorygowana.
—   1022   —

Kapitan zdobył się na odwagę, przystąpił do niego i rzekł:
— Chociaż jest pan wielkim Księciem Skał, proszę złożyć broń, jest pan moim jeńcem!
— Ani myślę. Zresztą, macie, sennores, tylko swoje szpady. Wyciągnę rewolwer, a jesteście zgubieni. Ale nie uczynię tego. Powiedziałem, że nie jestem waszym nieprzyjacielem i proszę mnie puścić!
— Pan zostanie! — rozkazał rotmistrz.
— To jest pańskie ostatnie słowo?
Podniósł pięść i w tej chwili rotmistrz runął bez zmysłów na podłogę. Nim obaj porucznicy zrozumieli, o co chodzi, Zorski stał już za nimi. Dwa uderzenia pięścią i oni legli obok rotmistrza. Utorował sobie drogę i wyszedł Na podwórzu spotkał tego samego podoficera, co przedtem.
— Gotów? — zapytał tenże.
— Dawno. Wypuście mnie!
— Drzwiami?
— Naturalnie, teraz przecież wierzycie, że jestem sam.
— No, to chodź pan.
Podszedł do bramy. W tej chwili nadszedł Komancha, który widział pochód Apachów. Wysoka postać Zorskiego utkwiła mu w pamięci. Przysunął się bliżej i zawołał:
— Książę Skał!
— Książę Skał! — przeszło z ust do ust.
— Trzymajcie go dobrze! — zawołał Komancha.