Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 37.djvu/8

Ta strona została skorygowana.
—   1028   —

— Można ich zdobyć tylko szturmem! — zawołał jeden z podporuczników.
Jasne jest, że nieprzyjaciel ześrodkował swoje siły, inne strony są zupełnie nie obstawione. Udamy więc, że chcemy na nich napaść, potem jednak skręcimy na prawo, zajmiemy plac z drugiej strony i tym sposobem wypędzimy nieprzyjaciela w pole.
— Pomysł dobry, podporuczniku. Zaraz przeprowadzimy to dzieło.
Dragoni uformowali się i popędzili naprzód galopem, ale się przeliczyli, gdyż podczas ich narady koło piramidy naradzano się również.
— Ustawimy się tu pośrodku, aby, gdy zajdzie potrzeba, móc skręcić na lewo lub na prawo. Dostaniemy ich między krzaki, a tam nie mogą nam na koniach nic uczynić, gdyż odwrót mamy zupełnie wolny — dowodził Grzmiąca Strzała.
Szwadron pędził galopem, potem nagle skręcił na wschód. Równocześnie Apachowie zajęli miejsca, a gdy nadjechali dragoni, zdziwi się, że nikogo tu nie ma. Wdarli się więc między krzaki, ale tu zostali przyjęci strzałami.
Powstała straszna rzeź. Dragoni na koniach nie mogli się bronić, gdyż przeszkadzały im krzaki. Mordercza ta walka krótko trwała. Gdy rotmistrz zwołał swych ludzi, miał ich tylko dwudziestu.
Długo zastanawiał się, co czynić, zdawało się, że chce jeszcze raz napaść na wrogów. Wreszcie jednak odjechał w kierunku hacjendy.
Zabitych i ranionych żołnierzy zostawił na