Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 65.djvu/5

Ta strona została skorygowana.
—   1809   —

— Zobaczymy. Oczekujmy najlepszego. Rankiem się okaże, czy jedynie wy zdołaliście czmychnąć.
— I co dalej? Hacjendy i tak nie odzyskamy, bo jesteśmy zbyt słabi.
— Kto wie, czy wszyscy Mikstekowie tutaj zostaną.
— Na pewno, jeśli jest tak, jak mniema wasz Amerykanin, mianowicie, że są stronnikami Juareza.
— My też niebawem będziemy silniejsi. Moi ludzie bez przerwy werbują ochotników i przysyłają z południa. Oczywiście, skupimy ich razem.
— Ach, nie znajdą nas.
— Ja też tak sądzę — wtrącił Manfredo. — Pomyślą, że jesteśmy jeszcze na hacjendzie i wpadną wprost w ręce Miksteków.
— Unikniemy tego, jeśli będziemy ich oczekiwali gdzieś na odpowiednim miejscu.
— Pod wałami hacjendy?
— Nie; to zbyt niebezpieczne.
— Uważa pan, że powinniśmy się jak bandyci kryć w lasach?
— Z początku nic innego nam nie pozostaje. Kiedy zaś nabierzemy sił, łatwo zdobędziem jakieś miasteczko, lub może wypędzimy Miksteków z hacjendy.
— Mam plan o wiele lepszy — rzekł Manrfedo. Czy stary klasztor della Barbaranie leży na naszej drodze?
— Tak, właśnie na naszej drodze. Ale miato Santa Jaga jest za prezydentem Juarezem. Wypędzą