Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 68.djvu/13

Ta strona została skorygowana.
—   1901   —

prędzej wykorzystać te dwie godziny. Chodziło nie tylko o prywatne, ale i o polityczne sprawy. — —

EMISARIUSZE

Robert zapytał gospodarza o drogę do Magdeburskiego Dworu, zapłacił i wyszedł. Ujrzawszy, że kapitan udał się w przeciwległym kierunku, nabrał pewności, że nie będzie przezeń zaskoczony.
Dotarł do gospody, wszedł i zamówił piwo. Kelnerka przyniosła bombę. Zdziwiła go radosna mina,, z jaką go dziewczyna obejrzała. Spojrzał pytająco na jej ładną buzię.
— Czy nie poznaje mnie pan, panie podporuczniku?
Zastanowił się i przypomniał sobie. Ależ to pani Berta! Do pioruna! Czy to prawda?
— Tak, to ja, — roześmiała się radośnie. — Bywałam często w Zalesiu i widziałam pana niejednokrotnie.
— Ale ja już pani nie widziałem od wielu lat i dlatego nie poznałem odrazu. Skądże się pani tu wzięła?
— Jest nas wiele sióstr, to też ojciec kazał mi poszukać służby. Wstąpiłam tutaj, ponieważ gospodarz jest moim dalekim krewnym.
— Jestem z tego bardzo rad, Chcę panią prosić o przysługę.
— Przede wszystkim proszę panią, abyś się nie zdradziła, że jestem oficerem. Czy mieszka tu u was kapitan Shaw?