Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 70.djvu/4

Ta strona została skorygowana.
—   1948   —

Branden nie mógł utrzymać języka za zębami.
— Król, minister spraw wojskowych tutaj? — rzekł. — To wielkie wyróżnienie dla naszego regimentu. Możemy być dumni. Widzicie szkatułkę w ręku szambelana? Dam sobie głowę odrąbać, jeśli to nie jest order. Na pewno otrzyma go Wielki Książę publicznie, a więc podwakroć zaszczytnie. Spójrzcie, hrabia Rodriganda wraz z ministrem spraw wojskowych staneli w niszy okiennej! Rozmawiają szeptem, mają poważne miny, spoglądają na pułkownika. Moi panowie, podejdźmy do pułkownika. Ten podniósł się z lękliwym szacunkiem i postąpił parę kroków na spotkanie.
— Panie pułkowniku, czy dostał pan moje pismo, dotyczące podporucznika Helmera? — zapytał minister niezbyt przyjaznym tonem.
— Miałem zaszczyt — brzmiała odpowiedź.
— I przeczytał pan?
— Natychmiast, jak wszystko, co otrzymuję z rąk Waszej Ekscelencji.
— A więc dziwić się należy, że to pismo wywarło wręcz przeciwne skutki. Przypomina pan sobie, że poleciłem panu z naciskiem pana podporucznika?
— Tak jest.
— A jednak dowiedziałem się, że okazywano mu niechęć.
Odwrócił się ostro na obcasie i odszedł. Pułkownik stał przez kilka chwil jak nieprzytomny, poczem dopiero wrócił na swoje miejsce. Widać było, że dostał straszliwą naganę.