Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 77.djvu/5

Ta strona została skorygowana.
—   2143   —

Alkad wydał odpowiednie dyspozycje, poczem obydwaj wyszli. Aby nie ściągać na siebie uwagi, alkald poszedł sam; za nim ruszyli dopiero Sępi Dziób i Peters, których zawiadomił o wszystkim Robert.
Gdy się wszyscy zebrali na cmentarzu, policjant ci wyciągnęli latarki. Zeszli na dół i znaleźli trumnę. Otworzono ją — zwłok nie było.
— Santa Madonna! — zawołał alkad. — Trumna jest pusta!
— Proszę popatrzeć na te poduszki. Wyglądają, jak nowe.
— To prawda — odparł urzędnik. — W tej trumnie nic nie zgniło. Zrobię wszystko, aby wpaść na trop sprawcy. Od tej chwili policja bierze pod osłonę cały cmentarz, a szczególnie grobowiec.
— Czy to naprawdę dobra myśl? — zapytał Robert. — Ci, których chcemy schwytać, są przecież kuci na cztery kopyta. Nie będą kładli trupa w biały dzień.
— Ma pan rację. Zjawią się w nocy. Ale skąd wezmą trupa?
— Och, Landola i Cortejo dadzą już sobie radę! Wystarczy im trup mężczyzny, który leży w trumnie mniej więcej od tej samej chwili, w której rzekomo zmarł don Fernando. Uważam, że nie warto obecnie zajmować się tymi ludźmi i cmentarzem. Zato wieczorem będziemy musieli czuwać.
— Obsadzę wejście do grobowca.
— Chce ich tam pan ująć? Wolałbym, aby mogli zejść na dół. Stamtąd trudniejsza ucieczka.