Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 80.djvu/1

Ta strona została skorygowana.
—   2225   —

— Tak. Był to sławny scout, wysłany przez lorda. Nie miałaby zgryzoty z powodu jego nosa; dziedziczyłyby go tylko córki, a nie synowie, córki bowiem dziedziczą cechy ojca, synowie zaś podobni są zwykle do matek. Potem zjawił się trzeci.
Pochyliła głowę jeszcze głębiej.
— No — mruknął — zjawił się trzeci. Któż to był taki?
— Myślisz o Gerardzie? — rzekła, zacinając się.
— Tak. Ten był najmilszy. Tobie także?
— Tak — szepnęła po chwilowym wahaniu.
— Do licha! Sławny człowiek. Dzielny, mocny, przystojny, przy tym łagodny, jak dziecko, skromny jak baranek. I bogaty!
Zacząłem sobie wyobrażać, że poprosi o twoją rękę.
Rezedilla milczała.
Był przecież taki słaby, kiedy odjeżdżał.
— Mówże, o co chodzi!
— Miał zamiar.... Chciał.... O mój Boże!
Przerwała w środku zdania. Utkwiła martwy wzrok w oknie. Była trupio blada; ręce przycisnęła mocno od serca.
Pirnero poszedł za jej wzrokiem. Otworzywszy okno, ujrzał jeźdźca, jadącego wolno po stromej ulicy. Za jeźdźcem szły cztery muły, obładowane towarem.