Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 81.djvu/23

Ta strona została skorygowana.
—   2275   —

— Natychmiast pana do niego zaprowadzę. Proszę chwilę zaczekać!
Orbanez wszedł do przyległego pokoju, rzekomo poto, by się przygotować do audiencji u cesarza.
W pokoju tym stał — Arrastro.
— No, jakże się zachowuje? — szepnął grubas.
— Bez zarzutu.
— Potwierdza wszystko?
— Tak. Powiada nawet, że był obecny przy powstaniu w Santa Jaga.
— Ah, nie spodziewałem się, że będzie aż tak posłuszny! Ten człowiek jest narzędziem, które należy zniszczyć po użyciu.
— Przeznacza go pan na ofiarę?
— Oczywiście. Zresztą, nie żal mi wcale tego łotra. Ukrywa w klasztorze tajemnice, które muszę zbadać. Albo zginie, albo też my obaj i Miramon odpowiemy za wszystko głową.
Natychmiast opuszczam Queretaro — Przesyłaj wszystkie wiadomości do mieszkania w Tuli.
Opuścił pokój przez boczne drzwi. Adjutant wrócił do pokoju, w którym czekał Hilario. Rzekł doń z miną łaskawego dobroczyńcy:
— Pójdziemy przede wszystkim do generała Miramona. Chyba wiadomo panu, że do koronowanych głów trudno się dostać odrazu.
— Jestem na usługi.
Orbanez zapukał do drzwi. Na głośną, rozkazującym tonem rzuconą odpowiedź: — Wejść! — adjutant otworzył drzwi. Znalazł się w obliczu sławnego, a raczej osławionego generała, którego nazwać