Strona:Tam, gdzie ostatnia świeci szubienica.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zaraz umrę.
A jednocześnie, w tejże cząstce sekundy, zanim salwa się rozległa, coś wewnątrz niego olśniło go tak wspaniałą błyskawicą, aż musiał oczy przymrużyć:
— A to jest śmierć. Więc to tylko! O, Jurku, ty już wiesz. Ludzie, którzy myślicie, że zabijacie — gdybyście wiedzieli!... Stójcie... Wpierw dajcie wam powiedzieć to!... O, ludzie, głupi, biedni... Nie wiecie prawdy... Przecie śmierci niema... Niema!...
W kamiennym worku dookolnych ścian gruchotnęła salwa, jak garść stalowych orzechów, rozgryzionych potężną szczęka...
W tym czasie w czerwonej Rosji również po więzieniach innych padali nawznak legjoniści polscy, zszarpani salwami kul, wyplwanych z broni moskiewskiej.
W dalekiej zaś Polsce zegary poważnie wydzwaniały godzinę czwartą po północy — według berlińskiego czasu. A w obu stolicach nad zamgloną Wisłą zmieniały się niemieckie posterunki, zakapturzone hełmem, niezgrabnym jak skafander[1] nurka.





  1. Przyrząd nurka, doprowadzający mu powietrze do oddychania (oddychalnik).