Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/204

Ta strona została przepisana.

więcej jego ironicznych zapytań i jego własnych odpowiedzi.
Pobyt w pojedynczej celi zahartował ją jeszcze bardziej. Nie myślała już o sobie. Z chwilą, gdy z wolnego człowieka przeistoczyła się w aresztantkę, zgóry zrezygnowała ze wszystkiego, bez czego człowiek wolny nie może istnieć.
Swoich najbliższych miała tuż obok siebie, a jednocześnie tak daleko, świadomość, że ojciec jej i kochanek cierpią, była dla niej bardziej dokuczliwa, niż nie pokój o własny los.
Lipa zaś cierpiał w dwójnasób. Myśl, że córka jego dręczy się w samotnej celi, spędzała mu sen z powiek. Z dnia na dzień zapadał bardziej na zdrowiu, Janek również troszczył się więcej o Anielę, niż o siebie.
Jako znany zuch wśród ludzi nocy, czy na wolności, czy w więzieniu, wnet wynalazł sposób komunikowania się z Anielą.
Codziennie posyłał jej „grypsy“ z słowami pełnymi otuchy i miłości. Aniela nie mogła się nadziwić jego energii nawet za kratami. I ona ze swej strony pocieszała go ciepłymi słowy.

W jednym ze swych liścików Janek opisał Anieli sen, w którym śniło mu się, że obydwoje są wolni i udają się razem okrętem za morze. Zapewniał ją, że miłość ich jest stokroć mocniesza od żelaznych krat i grubych murów, które je dzielą: musimy jeszcze być razem i żyć szczęśliwie na wolności — pisał jej.
Aniela nie przejmowała się jego słowami otuchy, ani radosnymi snami. A Jednak dodawała mu odwagi i nadziei i zapewniała że żadna siła na świecie ich nie rozdzieli. W głębi duszy żywiła Aniela przekonanie, że straciła Janka na zawsze.
Janek posyłał jej niezbędną żywność. Wszystko, co