Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/58

Ta strona została przepisana.

myliło go. Od pierwszego wejrzenia zrozumiał, ze ta kobieta „zrobi“ duży rachunek.
— Jeszcze szampana, koniaku francuskiego i zakąski.
W kilka chwil po tym stół był już zastawiony smacznymi zakąskami.
Szczupak nadaremnie dawał jej do zrozumienia w delikatny sposób, że nie ma przy sobie tyle pieniędzy. Niby ptaszyna, „zimna kokota“ dziobnęła po łyczku i kąsku z każdej przyniesionej potrawy czy dania. Robiło to wrażenie, jakby jej zależało na tym, by rachunek wynosił jaknajwięcej...
— Dlaczego pan nie pije! Niech się pan nie obawia! Nie upije się pan!
— Już jestem pijany! — rzekł Szczupak, biorąc ją za rękę.
— Od czego? Chyba nie z miłości do mnie?
— Może tak?
Raptownie wyrwała rączkę z jego dłoni, odsuwając się jaknajdalej.
— Nie po to tu przyszłam. Pan się zapomina, panie komisarzu.
Wyrzuciła z siebie te słowa tak ostrym tonem że Szczupak przez chwilę był zgniewany i zdumiony. Ale wnet przypomniał sobie ostrzeżenie Andrzejczaka, że ta kobieta zna świetnie arkana sztuki uwodzicielskiej. Szczupak mimo to postanowił grać swoją rolę do końca.
— Pani rozumie — rzekł z uśmiechem że pod mundurem komisarza bije żywe serce i pulsuje krew ludzka. To nie moja wina, że powoli zaczynam ulegać pani wpływowi
— Mojemu wpływowi? — spytała jakby zawstydzona. — Ja przyznam się panu, tego nie czuję. Wy, mężczyźni, zbyt szybko stajecie się sentymentalni na widok sukienki. Przypisujecie nam takie zdolności i takla zalety, których same nie odczuwamy.