Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/254

Ta strona została przepisana.

fidentce, o której wspomniałeś, dopiero się od ciebie dowiaduje. Gdybym wiedział o jej istnieniu, uprzedziłbym was. Zjedz coś, a polem pogadamy...
— Głód już minął. Słucham cię, mów.
— Jeżeli nie masz do mnie zaufania i nie chcesz spożyć tego, com ci przyniósł, nie będę wcale z tobą mówić.
Krygier znów roześmiał się na głos.
— Nie śmiej się tak głośno — strofował go Wołkow. — Mogą jeszcze usłyszeć na korytarzu.
— Słuchaj mnie, skoro nie chcesz mówić — odezwał się Krygier. — Gdzie jest Regina?
Nadaremnie Krygier wpił się wzrokiem w twarz Wołkowa. Z powodu mroku, który panował w celi, nie mógł pochwycić tych tajemnych drgnień na twarzy Wołkowa, których spodziewał się.
— Ty mnie o to pytasz? — odparł Wołkow. — Skąd mam o tym wiedzieć. Zapewne uciekła zagranicę po wyłudzeniu ode mnie kolii brylantowej.
— Więc nic ci nie wiadomo o Reginie? — ironizował Krygier.
— Co ci znowu strzeliło do głowy. Czyż muszę wiedzieć wszystko o Remigie? Sądzisz, że nie mam poważniejszych trosk? Ty, z twoimi kompanami, wdarliście się do mego życia i od tej chwili nie mam spokoju Szczupak szpera, szuka dowodów przeciw mnie. Można oszaleć. Wogóle nie rozumiem dlaczego jeszcze przebywacie w Polsce?
— Chcesz się nas pozbyć?
— Ryłoby lepiej dla nas wszystkich, gdybyśmy się rozstali. W przeciwnym wypadku, czeka nas smutny koniec.
— Dobrze, że zdajesz sobie z tego sprawę — uśmiechnął się gorzko Krygier. — A jednak twierdze nadał, że tylko ty możesz nam wyjawić tajemnice zniknięcia Reginy.