Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/41

Ta strona została skorygowana.

piętno zwierzęce. Piętno, które budziło w Anieli odrazę do tego stopnia, że resztkami sił wyzwalała się z jego objęć, bo nie mogła dłużej patrzeć na jego twarz wykrzywioną i oczy, nabiegłe dziką złą krwią.
Ale świadomość, że są teraz sami w pokoju, że nikt mu nie może przeszkodzić w osiągnięciu szczytu marzeń i pełni szczęścia, nie dawała mu spokoju.
Aniela czuła, co się dzieje w sercu Janka.
— Janku jakże cię kocham za twoje zmaganie się ze złymi instynktami i za pokonywanie w sobie bestji...
Na dworzu już świtało Janek stał nasrożony. Jego uszy i oczy były nastawione „na wszelki wypadek“, podchwytywał najmniejszy szmer który dolatywał z korytarza, czy ulicy. Stali tak przytuleni do siebie, niby dzieci. Ona oparła głowę na jego ramieniu, a on wsłuchiwał się w ciche łkanie jej serca gorącego i wiernego. Zrozumieli siebie. Jankowi imponowała skromność i niewinność Anieli Przy niej czuł się, jak nowonarodzony.

— Poco tu przybyliśmy? — wyrwała go z zadumy. — Co zamierzasz tu czynić?
— Myśl, która skłoniła mnie, bym cię tu zaprowadził już opuściła mnie — rzekł Janek ze smutkiem w głosie.
— Chciałeś mnie skrzywdzić? — zapytała z wyrzutem.
— Tak. Ale odtąd możesz być pewna, że będę panował nad sobą.
— Nie sądź że kierują mną tylko cnoty Pragnę przede wszystkim nauczyć cię walki ze sobą, walki ze złymi instynktami, które w tobie głęboko są zakorzenione.
Janek zaczął krążyć nerwowo po pokoju. Naraz stanął przed Anielą i zapytał: