Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/99

Ta strona została skorygowana.

Lisek własnym! słowami i wspomnieniami. — Chętniebym się teraz z nią spotkał. Napewno stoczyła się na bruk, co?... Gdy liczyła lat dziesięć niezgorzej już kokietowała.
Nje zdążył dokończyć zdania, gdy naraz do pokoju wpadła „zimna kokota“ i, chwyciwszy butelkę, która stała na stole, zaczęła nią okładać Liska, aż krew zaczęła tryskać zeń w różnych miejscach.
„Zimna kokota“ dostała ataku furii, tak, że z trudem zebrani wciągnęli ją do innego pokoju.
Krygier i Janek chcieli się rozprawić z „zimną kokotą“, ale gdy im wyznała wszystko, przyznali jej rację i oświadczyli Liskowi, że rezygnują z proponowanego przezeń interesu.
— Z degeneratami nie chcemy mieć nic wspólnego — rzekł Krygier.

ROZDZIAŁ VI[1]

Pociąg pośpieszny z łoskotem zatoczył się na dworzec w Gdyni.
— Gdynia! — zawołał konduktor.
Stasiek Lipa powoli wstał z miejsca wagonu pierwszej klasy i wraz z córką Anielą szykował się do wyjścia.
Aniela zdjęła jedwabny płaszcz deszczowy z wieszaka, wzięła torebkę do ręki i wyszła z wagonu. Tragarz znosił dwie ciężkie walizki.

Stasiek Lipa zmienił swój wygląd nie do poznania. W eleganckim sportowym ubraniu angielskim i z zawieszonym na pasku aparatem fotograficznym raczej wyglądał na zagranicznego turystę. Wysoki, przystojny, nieco przygarbiony, o lekko siwiejącej czuprynie wzbudzał respekt. Tylko oko doświadczonego znawcy ludzi dostrzegłoby, że do jego bla-

  1. Przypis własny Wikiźródeł W książce są dwa rozdziały o numerze VI.