Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/222

Ta strona została przepisana.
ślała, że za mięso i chleb można mnie nabyć. Żegnam na zawsze, na wolności ureguluję mój rachunek.
Z poważaniem
....

Od tego dnia wszystko między nami zostało zerwane. Coprawda cierpiałem znowu głód, jednak więcej do niej nie pisałem.
Przyszła znów wiosna, ostatnia wiosna, jaką miałem przetrwać w murach więziennych. Był już kwiecień. Siedziałem jeszcze w tej samej celi. W nocy z 21 na 22 kwietnia — było to z soboty na niedzielę, — kropił deszcz. Wśród nocy obudził mnie głośny wystrzał z karabinu. Zerwałem się i stanąłem w oknie. Kilku więźniów uczyniło to samo. Po chwili padł drugi i trzeci wystrzał na podwórku więziennem. Spostrzegłem też, że dozorcy biegają po podwórku tam i z powrotem. Starszy dozorca biegł zpowrotem do więzienia.
Dopiero zrana dowiedzieliśmy się, co zaszło. Czterech więźniów uciekło z piekarni, zabijając trzech dozorców. Znałem tych więźniów; nazywali się Dudeńko, Nowicki, Dębisz i Roszkowski. Jeden Dudeńko miał dożywotnie więzienie, pozostali mieli po kilkanaście lat ciężkiego więzienia. Sposób przeprowadzenia ucieczki warto tu opisać.
Na piekarni pracowała w tedy większa ilość więźniów na dwie zmiany. Dozorców zaś było tylko dwóch: majster i podmajster. Podmajster był to właśnie ten dozorca, o którym wspomniałem, że siedział na Pawiaku za sprawę pieniędzy palonych na kotłowni. Na jego nieszczęście zwoiniono go przed tygodniem i wrócił zpowrotem na służbę jako wychowawca więźniów, jak gdyby nigdy nic nie zaszło. Został przeznaczony zpowrotem na piekarnię. Więźniowie opowiadali mi, że po powrocie stał się o wiele lepszy. Nic dziwnego: skosztował sam, co to znaczy być więźniem, chociaż korzystał jako „swój“ z wielu ulg, niedostępnych żadnym sposobem dla przeciętnego więźnia. On to właśnie o godzinie drugiej w nocy zabrał wspomnianych więźniów do sprzątania; byli to dwaj z tej czwórki. Ci dwaj brali sobie czasami do pomocy innych, których wskazywali dozor-