Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Bunt Martineza.djvu/7

Ta strona została uwierzytelniona.

pobił „bojowników Tyranji“. Innych jenerałów czczono jak pół-bogów za utratę nogi lub ręki. Martinez zaś stracił przy Cerro Pardo ucho i na ceremonjach urzędowych z dumą ukazywał skroń skaleczoną.
Niektóre komunikaty, posłane przez Sandorala rządowi meksykańskiemu, zostały zwrócone z adnotacją, wymagającą jaśniejszego stylu, gdyż treść była niezrozumiała. Bohater wpadał w oburzenie.
I po to robiliśmy rewolucję? W ministerstwie wojny są sami zacofańcy, reakcjoniści, niezdolni pojąć, co to symbolizm.
Jak wszyscy ludzie prości, którzy otrzymali wykształcenie niedostateczne i spóźnione, Martinez entuzjazmował się stylem zawiłym i nowotworami językowemi, wymagającemi długich wyjaśnień.
Najciekawszą książką epoki miała zostać „Historja jenerała Doroteo Martineza“, obszerne dzieło, które pisał jego sekretarz. Autor i jenerał najwięcej cenili w tej pracy rozdział osiemdziesiąty drugi pod tytułem „Jak jenerał, chociaż z zasady antymilitarysta i t. d. był zmuszony rozstrzelać dwustu towarzyszy broni, zbuntowanych przeciw rządowi“.
Pozatem w życiu prywatnem był to człowiek dobry, mówiący głosem niepewnym, jąkający się, jak dziecko. Jeżeli rozmówca wpatrywał się w niego, odwracał nieśmiało oczy. Aż do Europy docierały gadki o jego dobroduszności. Ponieważ w kraju rodzinnym sprawował godność prokonsula, pierwszem z jego zarządzeń było skonfiskowanie majątku, w którym pracował w skromnej roli ekonoma.
Właściciel, rezydujący w Paryżu, otrzymał od niego list grzeczny i pełen szacunku: „Proszę przyjechać, zobaczę pana z prawdziwą przyjemnością. Wywdzięczę się panu za dobroć w stosunku do byłego sługi“.