Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/214

Ta strona została uwierzytelniona.

192

— Nie umiesz Waćpan strzelać; ja potrafię lepiej. Stójże Waćpan na miejscu i ani mi się rusz, bo teraz moja kolej!
— Stałem jak przybity, rezygnując się na śmierć pewną. Westchnąłem do Boga, duszę mu swoją grzeszną rekomendując, i czekam. On idzie odemnie i idzie, oddala się najmniej na jakich sześćdziesiąt kroków, staje, zwraca się ku mnie i mówi:
— Pokażę teraz Waćpanu, jak ja strzelam! Zdejmę Waćpanu trzeci guzik od galonka przy kapeluszu, abyś po mnie zachował pamiątkę!
I jak strzeli, kula gwizdnęła mi nad czupryną, brzękła o guzik, i owo patrz, rotmistrzu, patrz, bo nie widziawszy, wiarybyś nie dał, oto jak ugodził w cel ten Zapatan!
Tu Zawejda podał mi swój kapelusz, i istotnie przekonałem się, że guzik od uderzenia kuli cały spłaszczony był i tak wbity w kapelusz, że aż w sukno się wgniótł i dziurę wywiercił...
— I cóż Waćpan teraz na to, Mości rotmistrzu? — rzecze Zawejda.
— Ja mu na to chyba powiem, że Waćpan strzelać nie umiesz, a on umie, i nic więcej.
Zawejda, jakby przez zemstę za te moje słowa, wypił mi całą resztę wina, otarł usta, westchnął, was wykręcił i salutowawszy wyszedł, nie mogąc mi tego darować, że tę jego historję tak sobie lekko brałem. Po tem opowiadaniu Zawejdy kilka dni nic o Zapatanie nie słyszałem, i zdawało mi się, że go już we Lwowie niemasz. Tymczasem raz jeszcze widzieć go miałem.