Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/59

Ta strona została uwierzytelniona.

tecznej jeść Waćpan nie będziesz z twoją panną, bo już ja wiem, że u was Polaków w wigilją Bożego Narodzenia bywają wielkie wieczerze.
On się na to tęsknie uśmiechnął i znowu mnie czule uściskał, a ja wyszedłem też zaraz, aby przygotować wszystko jak należy. Jak było umówiono, tak się i stało. Skoro tylko zmierzch zapadać począł, przywiedziono mi na mój rozkaz więźnia. Przywołałem mego wachmajstra, zdałem na niego komendę straży i powiedziałem mu, że według rozkazu mam jeńca sam jeden odstawić do kwatery jenerała i że z nim powrócę za kilka godzin. Potem poleciłem się w duszy Bogu, i wsiadłszy z Rotnickim na koń, ruszyliśmy ku granicy.
Nim jeszcze puściliśmy konie pełnym pędem, tak rzekłem do Rotnickiego:
— Zważże teraz Waćpan, co ci raz jeszcze powiem. Dałeś parol oficerski i słowo, które wy, szlachta polska, pono sobie nad życie cenicie — jakże je złamiesz, a uciec zechcesz, pamiętaj, że oto z tych dwóch pistoletów jeden dla siebie, a jeden dla mnie. Ciebie może chybię, gdybyś uciekał, ale siebie nie spudłuję, bo to będzie moja jedyna ucieczka przed karą. Powrócę albo z tobą, albo już nie powrócę, na to przysięgam.
— Bądź spokojnym, panie oficerze, — odpowiedział mi na to — wolę ja śmierć, niż podłość; słowa mego dotrzymam i gotów będę do powrotu na każde twoje rozkazanie.
Gdyśmy minęli już miasteczko, dzięki Bogu, nie spotkawszy ani rontu, ani patrolu, ani nikogo