Strona:Władysław Łoziński - Madonna Busowiska.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

ciła niemi zwłoki. Tak miało zostać aż do jutra rana, dopóki organista nie przyjedzie z katafalkiem, kirem i świecami. Nasta i Kinaszowa zostały same. Kinaszowa była bardzo pobożna i umiała się modlić, jakby duchowna osoba. Ledwie usiadła, zaczęła szeptać modlitwy, jedną za drugą, a każda była inną. Nasta nie umiała się modlić; milczała patrząc na Kinaszową, a gdy zasłyszała wyraźnie jakieś słowo, powtarzała je w myśli z nabożnem skruszeniem.
Tak czuwały noc całą, aż do pierwszych brzasków dnia. Ale kiedy niebo rumienić się zaczynało poranną zorzą, obie kobiety zmorzyła senność. Modlitwy Kinaszowej ucichły, Nasta oparła głowę znużoną na piersi. Jakieś lekkie stuknięcie w pokoju obudziło je ze snu. Ocknęły się i podniosły oczy obie równocześnie, a porwawszy się szybko na nogi, jakby skamieniały ze zdumienia i świętego lęku.
Przed ciałem Zygmunta coś nagle zaszumiało, i wyniosła, wiotka postać zarysowała się w brzasku porannym, a jutrzenka oblała ją jakby cudowną glorią, różowem światłem...
To była Matka Boska z obrazu Nasty!
Obie kobiety widziały ją dobrze; poznały odrazu