Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/122

Ta strona została przepisana.
— 118 —

kształtny i ponury. W dalszym ciągu naszej opowieści, gdy domostwo to stare stanie się także widownią wypadków, opiszemy je bliżej naszym czytelnikom — teraz zaś śpieszymy wprost za Fogelwandrem.
Dom Arona prochownika otoczony był wysokim parkanem. Oficer nasz zatrzymał się przed zamkniętą bramą i silnie zapukał. Nie czekał długo, bo w tej chwili usłyszał szybkie kroki na podwórzu, i w otwartej bramie pojawił się Szachin.
Handlarz dusz powitał z miną tajemniczą Fogelwandra, i nic nie mówiąc skinął, aby szedł za nim. Weszli do wielkich ciemnych sieni. Im dalej posuwali się w głąb, tem większa panowała ciemność, mimo, że było to w południe, wśród białego dnia.
— Proszę za mną... — szeptał ciągle Szachin.
Fogelwander się zawahał. Spróbował dłonią, czy pistolety są na podręczu i zatrzymał się.
— Czy to sienie tak duże nie mają żadnego okna? zapytał.