Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/128

Ta strona została przepisana.
— 124 —

ryciny z hebrajskiemi napisami, oprawne w ramy niegdyś złociste, dziś już śniedzią grubą pokryte.
W kątach stały szafy szklane, a z po za ich zapylonych szyb połyskiwały bogate i kosztowne naczynia srebrne i złocone, niezgrabne, rzeźbami przeładowane; kilka szaf innych pstrej roboty snycerskiej, z ozdobami en marqueterie i duże półki z księgami hebrajskiemi uzupełniały całe urządzenie tego pokoju, który zdawał się być skarbcem domu, lub gabinetem jakiegoś rabina.
W jednym z kątów tego pokoju, którego okna zasłonione były gestami firankami, na krześle z wysokiemi, snycerska robotą ozdobionemi poręczami, obitem gdańską złoconą skórą, siedziała w sennem pochyleniu postać niewieścia, której sam pierwszy widok olśnić mógł każdego widza...
Było to dziewczę, którego wiek nie zdawał się przekraczać lat dziecinnych. Nieznajoma nie mogła liczyć więcej nad lat piętnaście. Twarz jej uderzała prawdziwie zdumiewającą, niemal idealną pięknością. Ciemne, długie, w malowni-