Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/219

Ta strona została przepisana.
— 215 —

żyda zrabował, przy sobie nie nosił, ale ot chował, gdzie mógł, pod kamień jaki, w pień spróchniały, w burzany stepowe, jak wypadło. Szachin wiedział o tem, a jak którego gdzie odkupił, to go brał na męki, głodził, pić nie dawał, bił okrutnie, żarem palił, gwoździe w paznogcie wbijał, aby się dowiedzieć, gdzie zakopane złoto. On to wszystko między Turkami robił, na bisurmańskiej ziemi, bo mu tam bezpiecznie było, a basza wziął okup i nie litował się krwi chrześciańskiej...
— A o skarbie twoim czy wie on także? — zapytał Fogelwander.
— Mówił mi ten sam parobek jego, co siedział ze mną w lochu w Kamieńcu i tu we Lwowie — odpowiedział Trokim — że on ciągle mnie szukał, i o mnie rozpytywał. Dowiedział się o skarbie od kochanki Puka. Kiedy Puk z owej wyprawy do skarbu już żyw nie wrócił, tak ona już zaraz wiedziała, że albo z mojej zginął ręki, albo Lachom się dostał, i ot głupia białogłowa wygadała się przed Szachinem! Ale ona nie wiedziała gdzie skarb zagrzebany. Szachin mnie szukał, wszędzie szukał, aż