Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/275

Ta strona została przepisana.
— 271 —

gifesem począł stukać o bramę z całej siły. Echo odezwało się jeszcze głośniej, psy jeszcze więcej ujadać poczęły — a na ten wrzask piekielny ktoś przybiegł do furtki. Był to podeszły już człowiek, ubrany w nędzny strój żydowski. Odchylił tylko z lekka furtkę i spojrzał niechętnem okiem na oficera.
— Wszakże to jest dom Arona prochownika? — zapytał oficer.
Żyd potwierdził skinieniem głowy, ale nie otwierał szerzej furtki i nie przestawał podejrzliwie spoglądać na oficera.
— Czy zastałem Bunię Szachina? — zapytał dalej Fogelwander.
— Nie ma go w Brodach.
— Dokąd pojechał?
— Nie wiem.
— Kiedy wróci?
— Nie wiem.
— Czy sam pojechał?
— Z kim miał jechać? — zapytał żyd, jeszcze podejrzliwiej mierząc Fogelwandra.
— A Aron prochownik jest?
— Nie ma.
— To przecież ktoś tu musi być w