Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/307

Ta strona została przepisana.
— 303 —

— Za mną... — szepnął Fogelwander i począł wspinać się pierwszy.
Stanąwszy na szczycie, chwycił się żelaznych grotów, a potem nabierając zamachu, skoczył na dół. Skok był śmiały i niebezpieczny, bo jak już wiemy parkan był bardzo wysoki; jednakże powiódł się szczęśliwie.
Stanąwszy pod parkanem, Fogelwander kazał Porwiszowi i Ogarkowi złazić po swych barkach. Porwisz, który nie z samego tytułu tylko należał do ciężkiej kawaleryi, skorzystał z tej pomocy. Ogarek jednak zeskoczył lekko i zgrabnie, nie zapominając zabrać z sobą drabinki....
Wszystko to było dziełem jednej chwili. Ledwie jednak wszyscy trzej stanęli już na ziemi, odezwało się z drugiego końca podwórza groźne ujadanie psów.... Równocześnie wyskoczyła z drewnianej budy wysoka, barczysta postać jakaś. Poznać było można po samym wzroście, że nie był to Kwacki. Postać ta wybiegłszy kilka kroków na podwórze, zwróciła się ku parkanowi....
— W tej samej jednak chwili wy-