Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/359

Ta strona została przepisana.
— 355 —

zornie, maskując się zręcznie wśród urwisk skalistego jaru...
Ale Trokim nie oglądał się nawet, myśl jego cała zajęta była powziętym zamiarem, ruszał rękami, jakby już przesypywał dukaty, i mruczał uśmiechając się z głębokim zadowoleniem:
— Masz Tobie, Panie Boże!... Masz tobie, panie rotmistrzu!... Masz tobie, Trokimie kampańczyku!... Wszystkim równo; każdemu z czubem; nikomu krzywdy!...