Strona:Władysław Matlakowski - Wspomnienia z Zakopanego.djvu/59

Ta strona została uwierzytelniona.

gór, z wyjątkiem turni, nurzających swe czuby i zębce w łonie zawiei. I znowu powtarza się to samo, zza Gubałówki wychodzi nowa nawała i zasypuje świat, przesłania cały krajobraz, i jak pierwsza chmura cofa się, odsłaniając jeszcze bielsze i bardziej świetlane widoki, aż póki słońce nie zniżyło się po za grań, zawleczoną chmurami; wtedy nad niemi stanął wspaniały słup jasności, a o jakieś 23° na zachód zaświeciła jaskrawa, tęczowa, wielka i świetna słonecznica. Na wschodzie wszedł, bladziutki jak cień, wąziuchny jak obrączka, sierp nowego miesiąca.





24 grudnia.

Wigilia. Wspaniały, Boski dzień; w blasku słońca i w szacie niepokalanej białości — i dalekie góry, i blizkie chałupy, i okryte okiścią drzewa nad gościńcem, i ośnieżone lasy — wszystko wygląda jak jakaś wielka kryształowa, martwa zabawka, w szkle uwięziona. Trzaskający mróz 20°.