Strona:Władysław Matlakowski - Wspomnienia z Zakopanego.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.

wraca. Ustał wszelki ruch na gościńcu, słychać tylko dudnienie dachów, skrzyp, jakby przeciąganie się węgłów; wyje, huczy i wścieka się spuszczona z uwięzi wichura. Na grzbiecie Tatr przewraca się, kotłuje, jak asfalt w wielkim kotle, wylewając na boki strugi czarnej chmury, a w dolinę spadają orkany wichru, od którego trzeszczą domy, uginają się pnie modrzewi, bujają wściekle gałęzie smreków, i tłuką o siebie grube konary jesionów. — Na Krupówkach sądny dzień; lecą obłamywane gałęzie, ani sposób utrzymać się na nogach.
Od czasu do czasu rozlega się huk i jęk dachu, z któregu z szalonym pośpiechem spada lawina, zsypując pod okapem kupę brudnego śniegu.
Po drogach chodzą wrony, walcząc z wichrem, podrywającym im pióra. — Cały dzień i noc całą powtarzały się, przerywane złowrogą ciszą, napady wichru, od którego dygotały ściany; nad ranem uciszyło się, brzask zapalił ochrowe obłoczki rozrzucone po niebie, ani śladu wału chmur, ani śladu halnego wiatru.