jasne, nieokreślone słowami. Wstawała w nim — jak już nieraz — tęsknota za czemś, co gdzieś jest — być musi — inne, a rzeczywistsze, niż wszystko, co dotąd na ziemi poznał. Serce mu o tem szeptało. W chwilach podobnie świętych wsłuchiwał się w ten szept, ale było to jakby nieme tykanie zegara o wieczności. Nie mógł ani na włos zmiarkować. Czuł jeno, że w tych niemych znakach zaklęta jakaś wieść o skarbie, którego nawet pojąć: życiem-li, czy zatratą dla tego, kto go znajdzie? I stąd trwoga, a zarazem ciekawość większa od trwogi — nieraz prawdziwą tęsknotą wstająca... Musi coś być — dumał — ku czemu straszną miał wolę. I dziw — przeczuwał, pewnym był w przeczuciu, że dojdzie — dojść musi! Ani cieniem niewiary nie wątpił. Dróg nie znał. Jedno wiedział: że musi przejść przez „świat“.
Teraz oto, idąc za spadem wód ku północy, oparł wzrok o ostatnie, w sreżodze słonecznej tonące góry. Potąd, po widnokrąg znał oczyma kraj. Dalej myślą wybiegał na pola — i niewiadomo, czy pola — nieznane. Czuł, że tam jest ten „świat“. Miał o nim bardzo niejasne pojęcie. Słyszał, że ludzie idą „we świat“, wracają „ze świata“. Nie wiedział jak się tam dostać, jakim cudem — ale ani chwili nie zawątpił, że może do tego „świata“ nie dojść. Więcej — wierzył, że cały ten „świat“ nieznany przejdzie. Tak mu szeptała tęsknota.
Światła, bijące z zachodu, pociągnęły ku sobie wzrok Wojtusia. Z radosnem zdziwieniem ujrzał, jak mu chwile odwieczerza prędko zleciały. Słonko stało już nad Babią Górą i poczęło się zaczer-
Strona:Władysław Orkan - Opowieść o płanetniku.djvu/42
Ta strona została uwierzytelniona.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/0/07/W%C5%82adys%C5%82aw_Orkan_-_Opowie%C5%9B%C4%87_o_p%C5%82anetniku.djvu/page42-568px-W%C5%82adys%C5%82aw_Orkan_-_Opowie%C5%9B%C4%87_o_p%C5%82anetniku.djvu.jpg)