Strona:Władysław St. Reymont - Pisma IX - Nowele.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.
— 108 —

— Wolfisz.
— Parszywa owca w stadzie Izraela. Mówię, ci, przejrzyj!
— Już widzę.
— Co?
— Człowieka wysmukłego, jak grusza Maćkowa, o twarzy koloru twojego nosa, o nieśmiertelny!
— Natanielu, zakazuję ci porównań! Mów, sam jest?
— Z niewiastą...
— Przystojna?
— Tak, panie, ale zwróć swoją uwagę gdzie indziej, bo ma zazdrosnego kochanka.
— Drwię sobie z tego w olimpijski sposób. Mów, słucham.
— Nachyleni do siebie szepcą.
— Co mówią?
— On opowiada, jak się, o panie, przyrządzają kotlety cielęce, a ona słucha z miną kwoki, gdy kur wydobywa przed nią tłustego robaka.
— Powiadasz, że mówią o kotletach?
— Tak, o nieśmiertelny!
— Hm! u mnie także mają być dzisiaj kotlety na obiad. To już pewnie czas... Ten smyk, Faeton, gotów przyjść wcześniej i zje wszystko... a baba każe mi zrobić zacierek. Brrr! Natanielu!
— O panie!
— Która godzina?
— O synu Kronosa, z rumieńcem przyznam ci się, że... zastawiłem wczoraj swój czasomierz.