Strona:Władysław St. Reymont - Z ziemi polskiej i włoskiej.djvu/59

Ta strona została uwierzytelniona.
— 59 —

— Tobie, bracie, być księdzem, adukację masz, czytasz pięknie, i wyłożył ty to Słowo Boże tak, co każdemu ze słodkością do serca weszło. Na pociechę ty, bracie, byłbyś Bogu i ludziom.
Nie odrzekłem nic, jenom się mył w cebratce, i przyszła mi na myśl Warszawa, i włóczęgi nocne z przyjaciółmi, i nasze rozmowy, i rozbijanie zmurszałych form i instytucyj — i chciało mi się krzyknąć tam, do nich:
— Słuchajcie! słuchajcie!
Zeszliśmy się pod krzyżem za wsią i czekamy.
Pytam się o przyczynę. Mówią mi, że wczoraj starszy brat zauważył w kilku miejscach swawolę, więc chce ją skarcić, jakoż po chwili sam staje pod krzyżem.
Tłum zbity w kupę stoi w milczeniu; świt się robi zupełny na świecie i z tej omglonej, błękitnej szarzyzny wyłania się jakieś mleczne światło i przesącza się zwolna i rozbiela przestrzenie.
Wozy wyjeżdżają naprzód; na jednym spostrzegam te trzy woale.
Pierwsze skowronki zaczęły dzwonić w powietrzu, a bocian, stojący w gnieździe na topoli, przekręcał szyję i klekotał długo. Bydło porykiwało w oborach na ruń, wieś powstawała.
Starszy brat doczekał się, aż wszyscy się zgromadzili, i zaczął mówić.
Przytaczam tylko niektóre ustępy zapamiętane.
— „Gdzie wy idzieta, bracia i siostry? Czy idzieta na jarmarek? — to czemu krzyż jest z wamy! Czy do