Strona:Władysław St. Reymont - Z ziemi polskiej i włoskiej.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.
— 81 —

Odpoczywamy w Kołońcu, górniczej osadzie.
Z trzech pieców czynny tylko jeden, przetapiający rudę na surowiec. Oglądaliśmy dzięki uprzejmości zarządzającego całą tę manipulację. Wytapiają tylko 100 centnarów surowca na dobę i rudę kupują, bo jak objaśniono, wygodniej ją kupić i taniej wychodzi, płacąc po 20 kop. za centnar, niż kopać na gruntach własnych, pomimo, że jest i o większej wydajności surowca.
Te zabudowania i piece są jak wyspy na wielkiej przestrzeni wód, trzęsawisk i lasów. Ziemia wszędzie czarna i wszystko, nawet ludzie i rośliny są jakby przesyceni rdzą i tym pyłem ze szlaki.
Rozpatrując się po różnych kątach, spostrzegam pod krzewami bzów tego suchotnika; siedzi poowijany, a matka stoi pod krzakami na płocie, rwie bez i rzuca mu okwiecone gałęzie na kolana, co chwila się pytając:
— Antoś, dosyć będzie?
— Jeszcze trochę, mamo! — i przykłada kwiaty z lubością do twarzy.
Zachwyt ma taki w oczach, że się cofam na palcach, aby mu nie przerwać.
Dziwna dusza!.. długo nie mogę się pozbyć z mózgu widma tej wynędzniałej twarzy, opromienionej szczęściem.
Fale szemrzą mi u stóp tak cicho, takiemi seledynowemi koliskami się rozlewają, tak te bzy szeroko wydychają wonią, a ten lekki szum, jakim szemrzą wody i lasy, ma taki dziwny czar, że siedzę nad brze-