Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.
— 100 —

późną jesienią do wojska stawać, zabawiali się mocniej i pili na frasunek, co i nie dziwota, bo mieli ich w tyli świat pognać, do obcych.
A wójtów brat najgłośniej wykrzykiwał, a po nim Marcin Białek, Tomek Sikora i Paweł Boryna, stryjeczny Antka, któren i sam przyszedł do karczmy o zmroku, tylko że nie tańcował dzisiaj, a siedział w alkierzu z kowalem i z drugimi, i Franek Młynarczyk, niski, krępy i kędzierzawy, ten ci gadatywus był największy, i zbereźnik, i kpiarz i na dzieuchy tak łakomy, że często gęsto pysk miał zbity i podrapany. Ale że dzisiaj ochlał się zaraz z miejsca, jak to nieboskie stworzenie, to ino stał przy szynkwasie, z grubą Magdą od organisty, która była już w szóstym miesiącu.
Dobrodziej już to wypominał na ambonie i naganiał go do ożenku, ale Franek słuchać nie chciał, że to do wojska stawać miał jesienią, to co mu ta po babie...
Magdusia właśnie ciągnęła go w kąt, do nalepy i cosik mu mówiła płaczącym głosem, a on jej na to raz wraz powiadał:
— Głupiaś! Nie latałem za tobą... Chrzciny zapłacę i z rubla rzucę, jak mi się spodoba!.. — Nieprzytomny był i pchnął ją, aż przysiadła na nalepie komina, wpodle Kuby, któren już spał w popiele, a z nogami na izbie; chlipała tam sobie cicho, a Franek poszedł znowu pić i brać dziewczyny do tańca; gospodarskie nie chciały, bo młynarczyk, cóżto? Parobek prawie. A proste dziewki też, bo pijany był i w tańcu zbereżeństwa czynił, to ino splunął i wziął się z Jam-