Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/85

Ta strona została przepisana.

— A jeśli ja panią kocham? — zapytał, patrząc jej prosto w oczy.
— Zapomnij...
— Nie, pani, tego nie potrafię. Nie, Aduś! — szeptał głosem błagalnym. — Bez ciebie nie chcę życia. Miej litość! Prócz ciebie, nie mam nikogo na ziemi! Wtrącasz mnie na nowo w czarną otchłań, w grób bez słońca, bez światła, ty, któraś mi dała dowody swego uczucia!
— Nie kochałam pana — szepnęła, schylając głowę, aby ukryć łzy, cisnące się gwałtem do oczu.
Zamilkli. Czuła, że jeszcze kilka słów takich, a rzuci mu się w ramiona. Drżała przerażona i słuchała, czy nie przemówi?
— Nie kochała! — powtórzył po chwili prawie spokojnym głosem. — To jasne! Kochać nędzarza bezdomnego, toż to nonsens! Czy to ja jestem partją? Na cudzej łasce! Żebrak, włóczęga bez jutra... To jasne...
— Panie Janie — zawołała gorączkowo. — Panie Janie, przysięgam na wszyst-