Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/110

Ta strona została przepisana.

— Daj znak, obywatelu, a Warszawa powstanie, jak jeden mąż! — padały głosy.
— Warszawa to jeszcze nie cała Polska — zauważył chłodno Naczelnik.
— Ale taki cnotliwy przykład nawet chwiejnych przymusi do działania.
— Czytaj regestra — rozkazał Naczelnik Pawlikowskiemu — którego wielce cenił za jego pisma polityczne i patryotycznego ducha.
Pawlikowski jął tedy z różnych karteluszków, pokrytych tajemnymi znaki, dość biegle odczytywać wykazy sił zbrojnych i stan przygotowań, poczynionych na całym obszarze Rzeczypospolitej. Relacya była ułożona akuratnie, porządkiem województw, ziem i powiatów. Słuchali jej z zapartym oddechem, jakoby słodkiej muzyki, lejącej w struchlałe serca zdrowiące kordyały, że oczy rozbłyskiwały piorunami, piersi rozpierał radosny krzyk zwycięstwa, krew barwiła wynędzniałe jagody, duszom wyrastały skrzydła i brały lot podniebnych uniesień, bo oto z tych nikłych karteluszków, niby z bram czarodziejskich, popłynęły pułki za pułkami, harcowały szwadrony, dudniły spiżowe cielska harmat! Jak wezbrana rzeka, już się toczyły niepowstrzymanie całe korpusy, całe dywizye, całe armie, królewski ptak rwał się na przedzie i zbrojna nawała mężów rozpoczynała krwawe boje.
— Pro patria! Pro patria! — rwał się krzyk tysięcy, tysięcy, wszystkiego narodu pieśń, wiodąca do zwycięstw i chwały!