Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/128

Ta strona została przepisana.




IV.

Na wielce udeptanem polu przed pałacem Ujazdowskim właśnie zaraz z południa rozpoczęły się egzercyzye wojsk, czemu aura przeciwną nie była, gdyż pogoda sprzyjała stateczna, nieco wprawdzie mglista i deszczem grożąca, lecz ciepła i bez wiatru.
Regiment Działyńskiego stał w szyku bojowym, z rozwiniętym frontem we dwie linie i jakby skamieniały w sprężonem wyczekiwaniu. Młodsi oficyerowie wrośli przy swoich plutonach, kapitanowie na skrzydłach szeregów, majorowie na koniach przed batalionami, a na przedzie pułkownik Hauman na kruczym drygancie orlim wzrokiem oblatywał szeregi.
— Kolumna na przód! Krok podwójny! Marsz! — zagrzmiała komenda.
Warknęły tarabany, podając takt kroku, tambormajor wyrzucił w górę swoje berło, kapela huknęła brzękliwie, drgnął las bagnetów, regiment ruszył sprawnie jak jeden człowiek i, wziąwszy dyrekcyę na prost, walił frontem, rypiąc nogami, aż ziemia jęczała i podnosiły się tumany pyłów.