Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/153

Ta strona została przepisana.

— Rozniosłeś listy?
— Wedle rozkazu! U Barankiewicza hulają rosyjscy oficyerowie, może się z nimi zabawia. Wlazę spenetrować — ujął za kołatkę, wiszącą przy drzwiach.
— Zajrzyj do kafenhauzu Dziarkowskiego na Mostowej: tam go znajdziesz.
— Nie wpuszczą mnie bez hasła do sekretnej stancyi...
— Powiedz (niech cię kto nie podsłucha): »Marat«, to cię puszczą.
Kuba zaświstał przeraźliwie i już go nie było, zasię Barss, dosięgnąwszy Wierzbowskiej ulicy, skręcił na prawo i ruszył wzdłuż kolumnady domu PP. Kanoniczek, a potem przez Senatorską i Rymarską, puste już i prawne ciemne z racyi pozamykanych sklepów i rzadko wiszących latarń, wyszedł na Leszno. Na rogu, przed domem, gdzie kwaterował generał Chruszczow, stały zbrojne warty i paliły się wielkie latarnie, ale dalej panowały ciemności, jeno tu i owdzie drżące jakiemś skąpem światełkiem. Nizkie dworki pochowane w sadach, niegdzie piętrowa kamieniczka, psy naszczekujące z poza parkanów, okiennice pozawierane na głucho — dawały tej ulicy pozór małego miasteczka. Droga przytem była urwista, pełna wyrw, piasków i resztek niegdyś układanych bruków. Rzędy odwiecznych drzew przysłaniały niebo, czyniąc drogę jeszcze ciemniejszą i bardziej niepewną. Pałac Działyńskiego, biorący nazwę od dwóch potężnych Sfinksów, wyrobionych w kamieniu, a stojących przed bramą na wyniesionem podmurowaniu, nietrudny był do wyszukania, znacznie bowiem górował