Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/160

Ta strona została przepisana.

torstwem i rachubami na jakieś odległe polityczne konjunktury! Tylko nie zwłóczyć więcej, siadać na koń, uderzać ławą i zwyciężać!
Przy Jasińskim opowiedział się Madaliński z powagą swojej szarży, wieku i znaczenia; Grosmani, ognisty głosiciel maxim francuskich; ks. Meier, prawdziwy »Jakobin«; major Zeydlitz, kapitan Mycielski, żołnierskie, czyste serce, oddane, ojczyźnie; Aloe, Francuz z rodu, lecz Polak z ducha; Maruszewski, nieubłagany wróg tyranów i wolność nad wszystko przekładający; podkomorzy nurski Zieliński, major Czyż, Pawlikowski, a wreszcie młodzi oficyerowie i cywilni. Właśnie był ich imieniem zabrał jeszcze raz głos Jasiński, żądając bezzwłocznego zaczynania insurekcyi.
Ale znalazł nieprzełamany opór w moderantach, Szczególniej Barss, odczytawszy głośno list Kościuszki, podtrzymywał nieustępliwie jego racye. Wspierał go w dowodzeniach Kapostas, popierał Walichnowski z Dębowskim. Nie przemogli jednak, bo na wszystkie słuszne racye odpowiedział Madaliński:
— Kto pobije, będzie miał racyę! Wnoszę przeciw odwlekaniu!
Czem bardziej jeszcze podekscytowana opozycya wybuchnęła prawdziwą burzą i na głowy moderantów posypały się kąśliwe słówka i niesprawiedliwe oskarżenia. Zwłaszcza ks. Meier już był sobie folgował, wykrzykując urągliwie na arystokratów, a Maruszewski rzucił zapalczywie.
— Rozumiałem — prawił rozżalony — mieć sprawę