Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/162

Ta strona została przepisana.

cenia machinacyi zdrajców i zratowania ojczyzny — uderzył napastliwemi oczyma w Kapostasa.
— Trzeba się na coś zgodzić, bo czas ucieka — jęknął jakiś głos rozżalony. — Czyżby nam tylko pozostało super flumina Babilonis siąść i płakać!
— Miejmy chociaż zapewnioną pomoc Francyi — zwrócił się dość pojednawczo Barss do Jasińskiego — a możemy zaczynać. Wnoszę o przyśpieszenie układów...
Ale wniosek nie został dosłyszany, bo właśnie Zajączek, trzymający się przez cały czas na stronie, ukazał w świetle swoją żółtawą, kościstą twarz i przemówił do Działyńskiego w sposób górny, a cale nieoczekiwany:
— Więc kiedy powszechności wola rozpoczynać insurekcyę bezzwłocznie żąda, to rób dla ojczyzny wydźwignienia jak sądzisz najskuteczniej, a my za tobą pójdziemy. Szwajcarzy sławią Telia, Ameryka Washingtona, Polacy zaś wyswobodzenie swoje będą winni Działyńskiemu — skłonił przed nim głowę i dodał: — Pierwszy staję pod twoją komendę...
— I my! I my! Prowadź nas wodzu! — zakrzyczała garść zapaleńców.
Ale reszta oniemiała z konsternacyi, zaś moderanci, zaskoczeni takim obrotem sprawy, niespokojnie patrzyli w Działyńskiego, który, wzburzony niespodzianą propozycyą i, podejrzewając w niej jakowąś kabałę, chytrze uplanowaną, wymówił się od zaszczytów bardzo krótko i chłodno.
— Rozumiałem się być wyrazicielem życzeń ogółu — submitował się żywo Zajączek — a ciebie widzę naj-