Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/272

Ta strona została przepisana.

wlokącemi się po śniegach. Konie paradowały w barwnych siatkach, kapach, wstęgach i piórach. Hajducy za saniami i pojazdami, forysie i czerwoni żokieje na koniach, gdzie strzelcy, zielono ubrani, z trąbami przez plecy, sadzili przy drzwiczkach, gdzie kozacy w herbowych barwach lub pajucy, przystrojeni jakby na redutę, że aż w oczach się ćmiło od farb, migotania rzędów, piór i strojów.
Na ostatku, jakoby dla większej ostentacyi, pokazał się hetman Ożarowski, otoczony wybranym hufem pancernych, z burkami puszczonemi na wiatr. Siedział w saniach, wyrobionych w kształt srebrnego orła, rysią delię miał spiętą pod szyją dyamentowymi pazurami, czaple pióra na sobolowym kołpaku przypinały również dyamenty. Bezmierna pycha wyzierała z jego starej, obrzękłej twarzy. Cztery białe araby pod ponsowemi sieciami wyrzucały uczone korwety łbami strojnymi w pęki strusich piór i brzęczących trzęsideł.
Pokazywał się z taką pompą, jakoby tryumf odprawował. W publice, szczególniej tego dnia rozanimowanej, zawrzał niechętny pomruk, posypały się za nim zelżywe przezwiska, że poczerwieniał, ciskając dokoła rozsrożonemi oczyma. Nadarmo osłaniały go blachy pancernych i hetmańskie dostojeństwo. I nie sam jeden poczuł się niby pod pręgierzem. Wielu z jego komiltonów również targało się w bezsilnej wściekłości, dawali jednak pozór głuchych i nieczułych, gdyż z racyi natłoku, pojazdy posuwały się wolno, noga za nogą. Przez to i zuchwałość tłumów się wzmagała, podnosiły się coraz zapalczywsze głosy, wskazywano palcami ponie-