Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/336

Ta strona została przepisana.

zwykle! Myślę, jako najskuteczniejszym medykamentem byłaby Łazarewiczowa ze świeżemi modami.
Drwił, nie przestając trzeźwić się solami.
Wpadła Terenia i obcesowo uderzyła w porucznika:
— Co waćpan zrobił najlepszego! Iza się pochorowała z tej waryackiej jazdy!
— I mój ochwacony ogier dogorywa. Kwita byka za indyka!
— Waćpan drwi czy o drogę pyta? — zaperzyła się srodze.
— Nie drwię i siadam, by się dowiedzieć o zdrowiu pani szambelanowej.
Służący zameldował jakieś zatroskane damy. Szambelan wyniósł się, pozostawiając trud zabawiania gości Tereni i Zarębie, gdy po odejściu pań Terenia stanęła przed nim z groźną twarzą.
— Mam z waćpanem na pieńku.
— Pewnie za von Bluma — podjął wyzywająco. — Obciąłem go na szelmę, bo szelmowską modą napadł mnie zbrojnie po nocy i chciał brać w dyby.
Błękitne oczy strzeliły piorunami, ale pohamowawszy się, wyrzekła prędko:
— Możesz go sobie poszatkować na kapustę, nic mi do jego persony...
— Tem ci lepiej. Więc cóżem tu zawinił przed waćpanną?
Terenia nagle wybuchnęła niepowstrzymanym płaczem.