Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/353

Ta strona została przepisana.

— Pytał się mnie Król Jegomość o zdrowie waszej ekscelencyi...
Igelström podniósł na niego tępe oczy.
— Powiedziałem, że wasza ekscelencya ma się niezgorzej i wybiera się do niego.
— Naturalnie... muszę się kiedyś wybrać... muszę się sprezentować... tak...
— Śmieszna sytuacya, król urzędownie jeszcze nie wie o przybyciu pana ambasadora... Utrudnia to niemało różne okoliczności... Jabym radził...
— Wiem dobrze, co mi czynić należy! — odparł wyniośle Moszyńskiemu.
Ankwicz pośpieszył zażegnać starcie, zwracając rozmowę na inną materyę.
— Cóż się dzieje z kasztelanem Mostowskim? — zwrócił się do Moszyńskiego.
— Baur go złowił i pod kozacką eskortą z powrotem do Tarchomina odesłał.
— Mam zamiar odesłać go do Petersburga — zaczął gniewnie ambasador. — Internowałem go w jego własnym domu tylko na gorące instancye wielu osób, bo powinienem wsadzić do lochu. To jakobin: pod pozorem zabawy wymyka się do Warszawy na spiskowanie. Jego związki z rewolucyonistami francuskimi są mi wiadome. Mam relacye o jego czynnościach w Paryżu.
— Słabe to poszlaki; młody i gorący, mogła go żywa imaginacya ponieść na chwilę aż do znajomości niebezpiecznych, ale w jego jakobinizm nigdy nie uwierzę. A przytem ma możnych przyjaciół, gotowi wstawić się za nim do Imperatorowej. Może nam przyczy-